Małgorzata Żerwe
Tylko nieliczne kluby mają tak długi żywot. Sopocki Sfinks, który wkracza w swoje dziesięciolecie jest fenomenem na większą niż lokalną skalę. Sopockie Forum Integracji Nauki Kultury i Sztuki narodziło się z braku. Z braku miejsca spotkań dla ludzi powiązanych niewidzialną nicią podobnego przeżywania świata, wysublimowanej fantazji i dzikiej żądzy kreacji. Ludzie Sfinksa spotykali się zanim forum powstało. Słynne były imprezy leśne w Borodzieju, szalony Sylwester w opuszczonej przepompowni gazu na Kolibkach albo rejs katamaranem w Noc Świętojańską. Posiadanie siedziby stało się koniecznością, apetyty artystów rosły, a plany wybiegały poza towarzyskie spotkania, marzyła się galeria, scena teatralna, koncerty…
Jesienią 1990 roku SPATiF był zamknięty. Umówili się w Złotym Ulu, a że było ich wielu przysiedli w Kąciku Przyjaźni Polsko – Radzieckiej (!): Marek Czarnecki – malarz, Józef Czerniawski – malarz, Henryk Cześnik – malarz, Robert Florczak – malarz, Marian Główczyński – adwokat, Ala Gruca – malarka, Marek Grzybiak – medyk, Janusz Hajdun – kompozytor, Barbara Kruszewska – graficzka, Ola Kruszewska – ekonomistka, Jerzy Limon – pisarz, Wojciech Łukasiewicz – dziennikarz, Zygmunt Okrassa – grafik, Józef Słabysz – przedsiębiorca, Maciej Świeszewski – malarz. SFINKS został zarejestrowany w sądzie jako fundacja i można było zacząć poszukiwania odpowiedniej siedziby. Pierwsze zakusy dotyczyły komórek na zapleczu restauracji „Pod Strzechą”, ale już wkrótce miasto Sopot ogłosiło przetarg na zdewastowany budynek przedwojennego Kunsthalle czyli Pawilonu Sztuki. Zarówno usytuowanie w parku nieopodal Grand Hotelu, jak i genius locci gmachu, gdzie w dodatku po wojnie mieściły się pracownie PWSSP były na siedzibę SFINKSA wręcz idealne. Ofertę artystów miasto przychylnie rozpatrzyło i w efekcie SFINKS stał się użytkownikiem budynku na lat 30.
Pierwsza konferencja prasowa na antresoli pawilonu od tej pory nazywanego po prostu Sfinksem: Robert Florczak, szef SFINKSa szeroko rozpościera ramiona roztaczając przed zebranymi dziennikarzami wspaniałą wizję przyszłości: galeria sztuki nastawiona na promocję ambitnych, niekomercyjnych działań artystycznych, scena teatralna i koncertowa: klasyka, jazz, rock, muzyka alternatywna i klub integrujący świat bohemy ze światem biznesu. A biznes w pierwszej fazie działalności Sfinksa był wielce pożądany – trzeba było wyremontować budynek czyli zdobyć fundusze.
Najprostszym sposobem wydawało się zarabianie pieniędzy na tym, co Sfinksowcy potrafią najlepiej, czyli na zabawie. Pierwszy bal promocyjno-dochodowy odbył się już we wrześniu 1991, nosił nazwę „Bal na Gruzach”. Po gruzowisku stąpały półnagie hostessy, ze spektaklem „Idole Perwersji” wystąpił Teatr Ekspresji, było szokująco i wykwintnie, chociaż na stół wykreowany przez Barbarę Kruszewską spadały jesienne liście – dach był jedną wielką dziurą. Rozpoczął się Okres Heroiczny Sfinksa. Przed każdym balem przez kilka tygodni pracowała kilkunastoosobowa załoga. Pieniądze, i to chyba niewielkie dostawał tylko „Obrzępi” – taki pseudonim nosił jedyny prawdziwy robotnik, sąsiad malarza Andrzeja Dyakowskiego zwerbowany do pomocy. Wielkie płaszczyzny ścian pokrywał malarstwem Rafał Roskowiński, ten sam, który stojąc za barem na „Balu na Gruzach” w mundurze esesmana zbulwersował niemiecką dziennikarkę. Architekt wnętrz i scenograf Jurek Bogaczyk tutaj zaczynał modny później powszechnie styl „urokliwa ruina”. Bardzo aktywna była grupa COX czyli Józef Czerniawski i Kacper Ołowski, lubująca się w estetyce jarmarcznej. Inne trendy reprezentował Jarek Fliciński. Wkrótce do grupy sfinksowej dołączył Jacek Kornacki. Zaczął od egipskich znaków na pierwszym balu sylwestrowym, potem zawładnął główną ścianą 4 x10 m, gdzie malował gigantyczne freski na jedną noc. Najbardziej ekscentryczną noc w tej części Europy.
Zachęcony ogromnym sukcesem medialnym „Balu na Gruzach”, Sfinks urządził pierwszy w Polsce – Halloween. Florczak poznał to anglosaskie święto o celtyckim rodowodzie w Londynie i Nowym Jorku, gdzie spędził sporo czasu. Życzliwi zapewniali, że w Polsce się tego nie da zaszczepić, bo na drugi dzień jest Wszystkich Świętych i będzie finansowa klapa, a biletów nikt nie kupi. Biletu nie kupiła niżej podpisana. Ala Gruca wzięła mnie do pomocy za tzw. „wjazd” czyli wstęp. Halloween w Sfinksie udało się znakomicie! Z obcej tradycji pozostała nazwa i dziesiątki dyń – lampionów. Cała reszta miała w sobie słowiańską drapieżność, a kostiumy i makijaże przebranych gości były absolutnie nadzwyczajne: krwistoczerwony Duch Komunizmu, strzygi, upiory, wyuzdane negliże i czarne welony, utopce, ofiary wypadków samochodowych, postacie z horrorów i złych snów. To wtedy znany gdański piekarz zyskał przydomek „makrabysta Pellowski”, upiekł bowiem na zamówienie Sfinksa bułki w kształcie piszczeli. Poczucie czarnego humoru Polaków objawiło się!
Oprócz tego pierwszego, na gruzach, żaden bal w Sfinksie nie był nazywany balem. Sylwester 1991 był Sympozjum Sylwestrowym pt. „Starożytny Egipt, a Zdegenerowana Cywilizacja Śródziemnomorska”. Adnotacja na wykwintnym złotym zaproszeniu autorstwa Marka Szczepańskiego – Szakala głosiła, że dochód z Sympozjum przeznaczony jest na remont obiektu, a orientacyjny termin zakończenia obrad przewidywany w pierwszych dniach stycznia 1992.
Na ścianie wewnątrz Sfinksa pojawiła się lista sponsorów. Kilka firm zauroczonych nieskrępowaną niczym fantazją artystów Sfinksa sypnęło groszem. Florczakowi wydawało się, że tak już będzie zawsze, więc szybko zamówił ekipę remontową do osuszenia zawilgoconego budynku i naprawy dachu. Dla przyciągnięcia kolejnych sponsorów w 500. rocznicę śmierci szlachetnego mecenasa sztuki Wawrzyńca Wspaniałego, Sfinks urządził „Ucztę Medyceuszów”. Mając zapewnienie dotychczasowych sponsorów, że za ucztę zapłacą, zaplanowano bal iście renesansowy w charakterze: sarny, jelenie i dziki do jedzenia, antałki czerwonego wina do popijania, muzyka włoskiego cinquecento do słuchania i żywe obrazy do oglądania. Na głównej ścianie pięknie odmalowane „Zwiastowanie” Leonarda da Vinci w wersji Jacka Kornackiego. Pod uginającym się od jedzenia stołem ogryzały kości rosyjskie charty. W barach skrzydlate amorki serwowały trunki, a wszystkiemu w charakterze motta przyświecał fragment wiersza patrona uczty: „Kto się chce weselić, niech to czyni zaraz – jutro jest niepewne”. Motto okazało się złowrogie. Już w trakcie przygotowań z dziesięciu wiernych sponsorów pozostał jeden, dochód okazał się być ujemnym, potencjalni mecenasi zjedli, wypili i… sławili chwałę Sfinksa gdzie tylko mogli, ale groszem nie sypnęli. Finansowa wpadka nie przyćmiła jednak wspaniałości Uczty Medyceuszów, którą długo jeszcze wspominano, a pomalowane z tej okazji sfinksowe wrota pyszniły się złotem czas jakiś.
Florczak skwitował zdarzenie: „Jak spadać, to z wysoka” i zaczął myśleć o kolejnej imprezie.
Była jesień 1992 roku. Sfinks miał już za sobą udaną imprezę usługową „Patent Korsarski” czyli bal na zakończenie regat Big Cup’92 i sławę miejsca niezwykłych, ekscentrycznych zdarzeń. Organizatorzy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych zamówili w Sfinksie balangę dla filmowców. Tak narodził się „Iluzjon Sfinks”, który zaprosił gości na bal pt. „Zmiana Repertuaru”. Zamiast planowanej projekcji filmu „Najlepsze, co dała nam Ameryka” (bo prawdę mówiąc nic nam nie chciała dać), wyświetlimy dokumentalny film pt. „Siedemnaste Mgnienie Szkoły Polskiej”, głosiło zaproszenie. Naturalnie żadnej projekcji nie było, ale w repertuarze iluzjonu znalazły się starannie przygotowane przez artystów Sfinksa cytaty ze słynnych filmów, także szkoły polskiej. Tę reprezentowała husaria z „Potopu” wymalowana przez Kornackiego i Roskowińskiego oraz śmietnisko – miejsce śmierci Maćka z „Popiołu i Diamentu” wykreowane przez Kornackiego i Dyakowskiego. Ala Gruca w towarzystwie Somnabulika królowała w czarno – białym barze „Gabinet Doktora Caligari”, Rafał Roskowiński tym razem w charakterze kozaka w towarzystwie Lubow Orłowej o długich blond warkoczach (w tę rolę wcielił się ówczesny dyrektor MTV Poland, Artur Budziszewski ) nalewał wódkę w barze: Sowchoznyje Kino. W kącie chrumkały i pojadały świńską karmę wypożyczone od hodowcy świnki, które zdążyły się zadomowić i zapachnieć aklimatyzowane w Sfinksie od kilku dni. Był to cytat ze słynnej komedii „Świat się śmieje”. Znaleźli się jednak malkontenci, którzy utyskiwali: „ze świnią pić nie będę!”. Ci sami nad ranem smacznie spali zagrzebani w słomie, grzejąc się ciepełkiem świńskiej zagrody. Antresola, na której do tej pory mieścił się bar VIPów zamieniła się w „Bagdad Cafe”. Z prawdziwym neonem, nostalgicznym pustynnym pejzażem namalowanym przez Kornackiego i sztucznymi kaktusami, które odświeżał sam Mieto Olszewski. Profesor Mieto nie był wówczas zwolennikiem sfinksowej estetyki i rozwiązłości. I tylko dlatego dał się wciągnąć do pracy, że jego żona, malarka Ola Radziszewska wystąpiła jako barmanka. Byłyśmy tam obie i od tej pory antresola należała do nas: jako miejsce wymyślania scenografii na kolejne bale i całonocnej pracy za barem. Było nas barmanów – amatorów więcej ku uciesze przyjaciół, którym nalewało się obficie i na kredyt, i ku zmartwieniu Florczaka, że bary przynoszą niespodziewanie mały dochód „na odbudowę”. Grupa COX pięknie, acz bezmyślnie pomalowała tylną salę w tulipany, więc bystry Florczak naprędce wymyślił pochodzenie cytatu: „Fanfan Tulipan”. Z antresoli zjeżdżał na krzyżu ucharakteryzowany na Chrystusa były lekarz Wojtek Wacowski zwany Wacą, ten sam, który na pierwszy Halloween przyszedł przebrany za Widmo Komunizmu i już Sfinksa duchowo nie opuścił. Waca nucił piosenkę z filmu „Życie Bryan’a” – „Always look on the bright side of life”. Jedynym napędem dźwigni poruszającej zjazd krzyża był nieco podchmielony nadworny grafik Sfinksa, filigranowy Szakal, w złotym kostiumie Oskara.
Nie wszyscy potrafili docenić poświęcenie i finezję twórców „Zmiany Repertuaru” w „Iluzjonie Sfinks”. Przez większość gości z branży filmowej bal został uznany za „nocny skandal”. Panie w eleganckich szpilkach niepewnie stąpały po betonowej, nierównej podłodze. Zapach Sfinksa przesiąkniętego dymem z przemyślnie skonstruowanych pieców z beczek po oleju nie przypadł elegantom do gustu. Nikt nie łowił autografów. Przebrani wykwintnie szatniarze wieszali futra na gwoździach. Toalety – sławojki w stylu „Chłopów” (oto trzeci cytat ze szkoły polskiej) dalekie były od elegancji. Przy okazji wyszło na jaw, że branża filmowa mało się zna na filmie lub ma za mało wyobraźni, bo tak oczywiste dla artystów i bywalców Sfinksa cytaty nie zostały rozpoznane. Pocieszający był fakt, że co dla jednych skandalem, dla innych sukcesem.
Ekumenizm Sfinksa jest oczywisty, tolerancja ogromna a ciekawość świata wielka. Świata i Polski. Na „Góralski Sylwester” przyjechała kapela z Zakopanego, bal śląsko – kaszubski czyli „Sól Ziemi Czarnej z Odrobiną Jodu” uświetniła górnicza orkiestra. Wówczas, w 1994 r. Teatr Ekspresji Wojciecha Misiuro był teatrem Górnośląsko-Pomorskim z siedzibą w Sopocie i Chorzowie. Związek Teatru ze Sfinksem był intrygujący – miłość i oddanie przeplatane eksplozjami awantur przy zwarciu takich indywidualności jak Florczak i Misiuro. Aktorzy Teatru Ekspresji od zawsze prezentowali swoje ciała i umiejętności w Sfinksie. „Idole Perwersji” w reżyserii Misiuro z kostiumami Zofii de Inez uświetniły „Bal na Gruzach”, w Sfinksie prezentowano „Pasję”, tu miały swoje premiery spektakle teatrów „Patrz mi na Usta” i „Cynada” (założone przez Bożenę Elterman i Krzysztofa Dziemaszkiewicza po ich odejściu z Teatru Ekspresji ). Żadna z „wyjazdowych” imprez Sfinksa nie mogła się obejść bez tancerzy: udział w berlińskiej Love Parade, Parady Szekspirowskie na otwarcie Jarmarku Dominikańskiego, otwarcie sezonu letniego w Sopocie, uczta – spektakl w Dworze Artusa , „Powrót do Raju Utraconego” dla Lions Club czy wreszcie pokazy mody Ali Grucy, do których Dziemaszkiewicz, zwany Leonem, układał choreografię. Tancerze na pokazie Ali Grucy byli modelami, a towarzyszyli im artyści innych zgoła profesji. Wielki entuzjazm wzbudzali malarze – Kacper Ołowski poruszający się na wybiegu z wdziękiem kija od szczotki i niemniej atrakcyjny Józek Czerniawski, a także jego piesek Jimmy Jones, który na Pokazie Hiszpańskim, przyozdobiony krynoliną z wrażenia zrobił kupkę na czerwony dywan zakrywający scenę. Piękne kostiumy projektowała Ala Gruca dla swojego męża Roberta Florczaka. Na wybiegu brylowała dziennikarka Ewa Moskalówna, która przylgnęła do Sfinksa i tam odbywały się premiery jej poetyckich tomików: „Z Krainy Krwi” i „Rachatłukum” z muzyką Chlupotu Mózgu i saksofonisty Przemka Dyakowskiego.
Wspomniany bal „Sól Ziemi Czarnej z Odrobiną Jodu” o mały włos nie odbyłby się wcale. Nad ranem, w dniu balu spłonęła wykreowana przez grupę COX „Śląsko – Kaszubska Izdebka, groteskowy obraz życia codziennego Polaka ’94. Sfinks, cały osmolony tonął w pianie, po zgliszczach biegał Misiuro rwąc włosy z głowy, że wojewoda katowicki i orkiestra górnicza są już w drodze, a balu nie będzie. Florczak, wyrwany z przykrótkiego snu nie widział przeszkód: osmolony Sfinks nawet bardziej pasował do kopalni, zwłaszcza, że Holender Derek Klein z Wacą zbudowali pośrodku dużej sali górniczą windę. Przeszkody widziała natomiast komisja pożarnicza: sfinksowa instalacja elektryczna była niezgodna z jakąkolwiek normą, beczki – piecyki wzbudziły w strażakach grozę, a brak wyjścia ewakuacyjnego – osłupienie. Pomógł prezydent Sopotu – Jan Kozłowski. Wziął na siebie część odpowiedzialności za imprezę, konflikt z inspektorem załagodził. Bal się odbył. Jednak od tej pory wzięto niefrasobliwych artystów pod lupę. Długi czynszowe Sfinksa wobec miasta rosły, bo jak płacić czynsz nie mogąc prowadzić w klubie żadnej dochodowej działalności? Jeszcze udało się zrobić w lecie „Erotyczny Playmate Sfinksa” czyli bal Playboya i Radia Gdańsk, i „Red Again” – zabawę taneczną z okazji Święta Niepodległości sponsorowaną przez browar EB. Potem Sfinks zamknął podwoje na długie miesiące.
Czas uśpienia budynku nie został zmarnowany. Wewnętrzna potrzeba działania wygnała artystów Sfinksa, w sensie dosłownym, na ulicę. Wystąpili na otwarcie sezonu letniego ’95 w Sopocie, a jesienią przenieśli się do kościoła Św. Jana pokazując intrygującą i wspaniałą wystawę „Tabula i Inna Rasa” – wersję krajową wystawy „Tabula Rasa” prezentowanej wcześniej w Kilonii. W Niemczech dużo o wystawie pisano, u nas przeszła bez większego rozgłosu, jedynie komentowano spektakl teatru „Patrz Mi Na Usta”, który wystąpił z premierą na wernisażu. Nielicznym w naszym mieście krytykom sztuki trudno było sklasyfikować twórczość z kręgu Sfinksa. Zwłaszcza jeśli były to wystawy, bo z ekscentrycznymi imprezami już się wszyscy oswoili: zwolennicy zanurzali się ochoczo w dekadenckiej atmosferze, przeciwnicy z politowaniem kiwali głowami na widok „tych szaleńców ze Sfinksa”.
Z pewnością dzięki Janowi Kozłowskiemu Sfinksowi udało się przetrwać najtrudniejsze chwile. Miasto Sopot umorzyło fundacji dług, udało się doprowadzić budynek do stanu nie budzącego zastrzeżeń straży pożarnej, można było wrócić „do domu”.
W czerwcu 1996 Sfinks rozpoczął letni sezon wielką wystawą pt. „Lato, Lato”. Wystawa została zadedykowana prezydentowi Kozłowskiemu, bo, jak napisano w zaproszeniu „dał ON nam się uwieść, by kosztem szerokich rzesz zwolenników smażonej rybki, Big Maca z frytkami lub chwiejnych pośladków Ukrainek przy chromowanych rurach, można było zaprezentować zakałę Tego Narodu – artystów Sfinksa”. Wystawę tuż przy wejściu otwierał wielki portret Jana Kozłowskiego namalowany przez Henryka Cześnika. Warto w tym miejscu wymienić pozostałe zakały biorące udział w wystawie, bo grono Starych Sfinksowcówznacznie się powiększyło: Kuba Błażejowski, Jurek Bogaczyk, Marek Czarnecki, Józef Czerniawski, Andrzej Dyakowski, Jarek Fliciński, Robert Florczak, Ala Gruca, Bogna Klaman, Jacek Kornacki, Anna Królikiewicz, Tomasz Krupiński, Barbara Kruszewska, Kacper Ołowski, Jadwiga i Zygmunt Okrassowie,Wojciech Radtke, Rafał Roskowiński, Jacek Staniszewski, Krzysztof Stojałowski, Krystyna Suchwałło, Maria Targońska, Andrzej Umiastowski, Małgorzata Żerwe oraz Krzysztof Dziemaszkiewicz – Leon.
Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz był w Sfinksie i występował od zawsze. Śpiewał głosem Marii Callas ucharakteryzowany na słynną śpiewaczkę, występował nago i w srebrnej sukni projektu Ali Grucy, półnagi niosąc gigantyczny krzyż prowadził słynną procesję Św. Jana. Leon, birbant i hulaka, jest w pracy niezwykle skrupulatny i perfekcyjny. Pamiętam jego absolutną spolegliwość podczas niezwykle nerwowych przygotowań do uczty w Dworze Artusa. Podczas kiedy szef – Misiuro zażarcie kłócił się z równie porywczym Florczakiem, Dziemaszkiewicz – asystent spokojnie pilnował kolejności wejść aktorów, porządku za kulisami i łagodził klimat. Obecność Leona na balangach w Sfinksie przyzwyczajała bramkarzy do tolerancji. Tutaj nikt nie obrzucał gejów inwektywami. Mężczyzna przebrany w kobiece szaty niekoniecznie musiał być transwestytą lub homoseksualistą. W tradycyjnie celebrowane Święto Kobiet kobiety sztuczne i prawdziwe miały wjazd do Sfinksa za darmo, więc nie brakowało facetów w damskich ciuszkach. Mecenas Łukasiewicz z okazji „Balu Kobiet” w 1999 r. nie zgolił co prawda bujnych wąsów, ale dzierżył elegancką torebkę dopasowaną kolorystycznie do szykownego kostiumiku typu Chanell. Podobnie ucharakteryzowany był adwokat Główczyński w blond lokach na głowie. Wystawę „Kobiety Portret Własny” otwierała Roberta Florczak w kusej sukience i rudej peruce. Równie atrakcyjnie wyglądali inni artyści biorący udział w wystawie: Jackie Staniszewska, Józefa Czerniawska i Macia Gorczyńska. Mieto Olszewski, na plakacie wymieniony jako Miecia miętolił w garści kuchenny fartuszek – zabrakło mu odwagi, żeby ten łaszek uznany przez męskich szowinistów za atrybut kobiecości, założyć.
Następna wystawa w Dzień Kobiet 2000 czyli w „Damski Śledzik”, nosiła tytuł „Pipa w oczach Artysty” i dopuściła do prezentacji liczne grono kobiet płci żeńskiej.
Wystawy, nawet wobec niezwykle bujnej ostatnimi laty działalności muzyczno – gastronomicznej zajmują bardzo ważne miejsce w historii Sfinksa. Wystawa „Miejsca” w 1991 r. po raz pierwszy otworzyła drzwi budynku po długiej przerwie, kiedy to nie-sztuka w dawnym Pawilonie Sztuki rządziła. Prace pokazali wtedy w Sfinksie: Ala Gruca, Robert Florczak i Rafał Roskowiński, a wystawa była częścią prezentacji galerii alternatywnych: Wyspy i C – 14. Tuż po „Balu na Gruzach” swoją indywidualną ekspozycję miał Henryk Cześnik. Trwała tylko kilka dni, kondycja zdewastowanego budynku nie pozwalała na dłużej. Dużo lepsze warunki miał Jarek Fliciński prezentując po 2 latach swoje „Skoki do Wody”, wielką wystawę „żółtych” obrazów i filmy z Garry’m. Pod koniec 2000 roku te same „Skoki do wody” prezentowała warszawska Galeria Foksal. W Sfinksie wystawiał debiutujący „Przemianami Obecności” Dominik Lejman. Gigantyczne „Relikwiarze” pokazywał Tomasz Krupiński. W jednym 1999 roku odbywały się wystawy tak skrajnie różnych artystów, jak Ania Królikiewicz i Andrzej Umiastowski. Sześćdziesiąt obrazów na trzydziestolecie pracy twórczej zaprezentował Mieto Olszewski.
Osobnym zjawiskiem było Muzeum Osobliwości, które pojawiło się jako „wykwit na zdrowym ciele wystawy ZPAP” pt. „Związki”. Artyści sfinksowi, wówczas należący do ZPAP chcieli zaznaczyć swoją odrębność i pokazali swoje prace w Sfinksie. Formuła „osobliwości” tak dalece spodobała się artystom, że postanowili Muzeum wpisać na Listę Tradycji. „Muzeum Osobliwości II” przyciągnęło do Pawilonu Sztuki Ekskluzywnej tłumy zwiedzających. Na wernisażu i około północy każdego kolejnego dnia wystawy miejsce ceramicznej, nagiej do pasa „Błogowstawionej Oli, Patronki Łagodnych Odlotów” zajmował jej pierwowzór – żywa Ola, bywalczyni Sfinksa.Ten obiekt wymyślił Florczak potwierdzając kolejny raz swoje zainteresowanie sztuką bliską sacrum. Swoją kobietę Alę Grucę zwykle malował jako madonnę, na obronę tytułu doktorskiego w ASP wymyślił i wyreżyserował „Procesję Św. Jana”.
Prosesji warto poświęcić więcej uwagi. Odbyła się z okazji odpustu w kościele Św. Jana. Uczestniczyło w niej około pięćdziesięciu Sfinksowców. Muzykę do widowiska skomponował Darek Michalak, kostiumy zaprojektowała Ala Gruca, a choreografię opracował Krzysztof Dziemaszkiewicz. Niezwykłym pomysłem Florczaka było skonstruowanie iluzyjnej lektyki z głową św.Jana: aktor skrywał się w sześcianie z luster, widoczna była jedynie jego głowa w trupiobladej charakteryzacji, spoczywająca na tacy. Przed lektyką Jana jechał na zabytkowym rowerze marki Ukraina ponury Jeździec Apokalipsy, czyli Misza, z kosą o czterech wirujących ostrzach. Bożena Elterman w bieli niosła monstrancję z krążka CD, na dwukółce jechał żywy obraz Madonny z Lourdes, krzyże nieśli półnadzy mężczyźni i zakapturzeni inkwizytorzy, nie brakowało aniołów i biblijnych postaci. Na platformie jechali rozparci na złotych fotelach dentystycznych Herod i Herodiada czyli Robert Florczak i Ala Gruca, przed którymi zmysłowo tańczyła skąpo ubrana Salome – Karolina Skowronek. Wszystko w transowych rytmach techno, bo wówczas Sfinks trwał (i trwa do dzisiaj) w Okresie Techno-Muzycznym.
Pierwsza wystawa inspirowana kulturą techno „Trans, Sfinks, Energia, Wolność” odbyła się w Pawilonie Sztuki Sfinks w 1997 r. Trzy lata po pierwszej w Sfinksie, a jednej z pierwszych w Polsce imprez techno, wypełnionych „nową” muzyką i skąpanych w ultrafioletowym świetle. Fascynacje Malewiczem, ikoną i światłem ultrafioletowym zaowocowały wystawą Jacka Kornackiego „Ikono – Suprematyzm”. Kornacki, artysta trochę z racji temperamentu pozostający na obrzeżach Sfinksowego stylu życia przeszedł wraz ze Sfinksem drogę twórczych poszukiwań. Zaczął od okresu interpretacyjnego jako nadworny malarz fresków. Autor żmudnie malowanych nocami na ceglanej ścianie wielkich obrazów, które istniały potem przez jedną noc zmierzał, podobnie jak Sfinks w stronę techniczno – psychodelicznych klimatów. Magia światła ultrafioletowego, które pojawiło się w klubie na pierwszej imprezie techno „Pleasure Dome” w 1993 r., zauroczyła nie tylko bywalców oglądających wzajemnie swój niecodzienny i nieconocny wygląd. Artyści kreowali instalacje ożywające pod wpływem ultrafioletu. Najbardziej zafascynowany tą luminescencją był właśnie Kornacki. Jego artystyczne decyzje zapadały w Sfinksie, w tej niezwykłej atmosferze wspólnych działań przy jednoczesnym zachowaniu wielkiej indywidualności każdego z twórców. Tu odkrywał możliwości wielkiego formatu, realizował nieskrępowane ograniczeniami marzenia o sztuce, prowadził dialog z historią kultury, początkowo w tradycyjnej technice, potem używając nowoczesnego medium. Pierwsze farby czułe na ultrafiolet pochodziły ze źródła produkcji pigmentów do malowania znaków drogowych. O świetlówki też nie było łatwo, ale Florczak zawsze potrafił zdobyć wszystko, co sobie wymarzył. Funkcjonujące do tej pory w dyskotekach jako ciekawostka ultrafiolety posłużyły artystom do budowania przestrzeni w bardzo awangardowych, trójwymiarowych aranżacjach. W tej mierze Sfinks był z pewnością prekursorem.
Sądzę, że wielu artystów i wiele klubów pozostawało i pozostaje pod wpływem Sfinksa. Kogo raz wciągnęła sfinksowa atmosfera, poddaje się jej urokowi. Także ci, którzy nie cierpią muzyki techno i tęsknią za Okresem Heroicznym. I ci, których drażnią małolaty oblegające transowe imprezy, bo sami, podobnie jak znaczna część Starych Sfinksowców przekroczyli czterdziestkę. Jednak wracają do Sfinksa. Na Klubofilie czyli imprezy zamknięte, na niektóre koncerty, a przede wszystkim na wernisaże. Sfinks jest nadal Pawilonem i Świątynią Sztuki. Umownie nazywam obecny czas Sfinksa Okresem Techno – Muzycznym. W klubie odbywają się liczne imprezy niedochodowe, koncerty bardzo różnej muzyki, wieczory poetyckie i kameralne spotkania „z okazji”.
Patrzę na kolorową elewację Sfinksa w stylu „techno – Łowicz” zaprojektowaną przez Józka Czerniawskiego. Przypominam sobie szarą, zapyziałą ruinę, jaką ten gmach był 10 lat temu. Pamiętam sporo z tych paruset imprez, jakie się w Sfinksie odbyły. A najpiękniej „Powrót Świętej Inkwizycji”, bal na zakończenie karnawału Anno Domini 1993. Chorały gregoriańskie mieszały się z rockiem w wydaniu Jarka Janiszewskiego i kapeli „Bielizna”, jawnogrzesznice – z biskupami, a inkwizytorzy z torturowanymi. Stół zastawiony jadłem, tym razem był przepiękną średniowieczną uliczką, gdzie podawano smażone ryby i kaszanki, wisiały pęta kiełbasy, stały kosze z chlebem i podpłomykami, Żyd nalewał okowitę, a Kornacki w stroju mnicha sprzedawał relikwie wśród których było „Pierdnięcie Św. Bazylego” i „Palec Mniejszego Boga”. Florczak był Głównym Inkwizytorem, Ala Gruca oszpeciła się garbem. Przypalano grzesznicę stalowym prętem, a przemyślnie umieszczona na jej plecach świńska skóra skwierczała nader realistycznie. Zakuwano gości w dyby, biczowano i znęcano się na różne wyrafinowane sposoby. Na bal patrzyłam z antresoli pracując w barze „Biskupia Górka” z Olką Radziszewską. Ona miała na głowie biskupią piuskę z połowy dziecięcej piłki, a ja na śmiały dekolt zarzuciłam milicyjny mundur. Ech, łza się w oku kręci…
Na dziesięciolecie Sfinks szykuje sporo imprez. M.in. imprezę ekumeniczną pt. „Żyd naszym sąsiadem, Murzyn naszym Kochankiem”. Kulminacyjny bal w połowie listopada 2001, będzie nosił tytuł „Dekadadencja”. Już dekada czy dopiero dekada?
Ostatnio Ala rozmarzyła się, że spędzimy w Sfinksie miłą starość sącząc koktajle na wymoszczonych wieloletnią tradycją Fotelach Seniora. Robert dodał, że „będzie więcej kłapania dziobem, mniej ruszania nóżką”.
Przy barze artyści – rodzice spotykają swoje dorosłe dzieci, często także artystycznej proweniencji, bo sztuka, jak wiadomo bywa bardziej zaraźliwa niż choroby zakaźne. Niekoniecznie przenoszone drogą płciową. Chociaż? Nieraz słyszałam opinię, że w Sfinksie jest bardzo seksowna atmosfera. Znakomicie! Seks to prokreacja, a prokreacja to ciągłość. Może w tym właśnie tkwi TAJEMNICA SFINKSA?
Redakcja: Aleksandra Grzonkowska
Redakcja językowa i i korekta: Maksymilian Wroniszewski
Transkrypcje: Aleksandra Grzonkowska, Piotr Sz. Mańczak, Piotr T. Mosur
Projekt graficzny i skład: Weronika Lipniewska
Wydawca: Fundacja Kultury Wizualnej CHMURA
www.fundacjachmura.pl
Nakład: 100
ISBN: 978-83-956009-0-6
Gdańsk 2020
Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska
Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego
Dofinansowano ze Środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Kultura w sieci”
ALEKSANDRA GRZONKOWSKA
prezeska / chairperson
ANNA RATAJCZAK-KRAJKA
wiceprezeska / vice-chairperson
MAKSYMILIAN WRONISZEWSKI
redakcja językowa i korekta / editing and proofreading
MARZENA B. GUZOWSKA
tłumaczenie / translation
JAKUB JANIK
projekt graficzny / graphic design
X-PRESS WYDAWNICTWO EKSPERYMENTALNE
druk / print
Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska
GDAŃSK 2020
“Jemy” to art zine, który powstał w trakcie warsztatów w ramach projektu “Nakład własny. Sympozjum o niezależnych wydawnictwach artystycznych” w studio Luks Sfera.
W warsztatach udział wzięły: Yuliia Miasoiedova, Ewa Staśkiewicz, Zuzanna Kiercel, Marianna Macura
Prowadząca: Ania Witkowska
Organizator: Fundacja Kultury Wizualnej chmura
Gdańsk 2018
Art zine “Nienasycenie. Kilka kolaży o pielęgnacji ego” powstał w trakcie dwudniowych warsztatów, które towarzyszyły projektowi “Nakład własny #2”.
Spotkania odbyły się w galerii UL.
Prowadząca: Ania Witkowska
Uczestnicy: Helena Chmielewska, Patrycja Cichosz, Agata Giełda, Dominika Meissner, Zoszka Mykietnik, Martyna Olszewska i Tomasz Szabłowski
Organizator: Fundacja Kultury Wizualnej Chmura Gdańsk 2019
“Nakład własny #2” || zinek z programem
#artzin #magazyny_o _sztuce #DIY #archiwum #dokumentacja #performance #wystawa #spotkania #warsztaty #filmy
Redakcja: Aleksandra Grzonkowska
& Anna Ratajczak-Krajka
Redakcja językowa i korekta:
Maksymilian Wroniszewski
Projekt graficzny: Weronika Lipniewska
Miesięcznik Gdańskich Spotkań Artystycznych,
nr 14-15, wrzesień – październik 1991
Numer dedykowany galerii – pracowni C-14
Halloween, 1991
Małgorzata Żerwe
TAJEMNICA SFINKSA: 1991- 2001
Tylko nieliczne kluby mają tak długi żywot. Sopocki Sfinks, który wkracza w swoje dziesięciolecie jest fenomenem na większą niż lokalna skalę. Sopockie Forum Integracji Nauki Kultury i Sztuki narodziło się z braku. Z braku miejsca spotkań dla ludzi powiązanych niewidzialną nicią podobnego przeżywania świata, wysublimowanej fantazji i dzikiej żądzy kreacji. Ludzie Sfinksa spotykali się zanim forum powstało. Słynne były imprezy leśne w Borodzieju, szalony Sylwester w opuszczonej przepompowni gazu na Kolibkach albo rejs katamaranem w Noc Świętojańską. Posiadanie siedziby stało się koniecznością, apetyty artystów rosły, a plany wybiegały poza towarzyskie spotkania, marzyła się galeria, scena teatralna, koncerty…
Jesienią 1990 roku SPATiF był zamknięty. Umówili się w Złotym Ulu, a że było ich wielu przysiedli w Kąciku Przyjaźni Polsko – Radzieckiej (!): Marek Czarnecki – malarz, Józef Czerniawski – malarz, Henryk Cześnik – malarz, Robert Florczak – malarz, Marian Główczyński – adwokat, Ala Gruca – malarka, Marek Grzybiak – medyk, Janusz Hajdun – kompozytor, Barbara Kruszewska – graficzka, Ola Kruszewska – ekonomistka, Jerzy Limon – pisarz, Wojciech Łukasiewicz – dziennikarz, Zygmunt Okrassa – grafik, Józef Słabysz – przedsiębiorca, Maciej Świeszewski – malarz. SFINKS został zarejestrowany w sądzie jako fundacja i można było zacząć poszukiwania odpowiedniej siedziby. Pierwsze zakusy dotyczyły komórek na zapleczu restauracji „Pod Strzechą”, ale już wkrótce miasto Sopot ogłosiło przetarg na zdewastowany budynek przedwojennego Kunsthalle czyli Pawilonu Sztuki. Zarówno usytuowanie w parku nieopodal Grand Hotelu, jak i genius locci gmachu, gdzie w dodatku po wojnie mieściły się pracownie PWSSP były na siedzibę SFINKSA wręcz idealne. Ofertę artystów miasto przychylnie rozpatrzyło i w efekcie SFINKS stał się użytkownikiem budynku na lat 30. Pierwsza konferencja prasowa na antresoli pawilonu od tej pory nazywanego po prostu Sfinksem: Robert Florczak, szef Sfinksa szeroko rozpościera ramiona roztaczając przed zebranymi dziennikarzami wspaniałą wizję przyszłości: galeria sztuki nastawiona na promocję ambitnych, niekomercyjnych działań artystycznych, scena teatralna i koncertowa: klasyka, jazz, rock, muzyka alternatywna i klub integrujący świat bohemy ze światem biznesu. A biznes w pierwszej fazie działalności Sfinksa był wielce pożądany – trzeba było wyremontować budynek czyli zdobyć fundusze. Najprostszym sposobem wydawało się zarabianie pieniędzy na tym, co Sfinksowcy potrafią najlepiej, czyli na zabawie.
Pierwszy bal promocyjno-dochodowy odbył się już we wrześniu 1991 roku, nosił nazwę „Bal na Gruzach”. Po gruzowisku stąpały półnagie hostessy, ze spektaklem „Idole Perwersji” wystąpił Teatr Ekspresji, było szokująco i wykwintnie, chociaż na stół wykreowany przez Barbarę Kruszewską spadały jesienne liście – dach był jedną wielką dziurą. Rozpoczął się Okres Heroiczny Sfinksa. Przed każdym balem przez kilka tygodni pracowała kilkunastoosobowa załoga. Pieniądze, i to chyba niewielkie dostawał tylko „Obrzępi” – taki pseudonim nosił jedyny prawdziwy robotnik, sąsiad malarza Andrzeja Dyakowskiego zwerbowany do pomocy. Wielkie płaszczyzny ścian pokrywał malarstwem Rafał Roskowiński, ten sam, który stojąc za barem na „Balu na Gruzach” w mundurze esesmana zbulwersował niemiecką dziennikarkę. Architekt wnętrz i scenograf Jurek Bogaczyk tutaj zaczynał modny później powszechnie styl „urokliwa ruina”. Bardzo aktywna była grupa COX czyli Józef Czerniawski i Kacper Ołowski, lubująca się w estetyce jarmarcznej. Inne trendy reprezentował Jarek Fliciński. Wkrótce do grupy sfinksowej dołączył Jacek Kornacki. Zaczął od egipskich znaków na pierwszym balu sylwestrowym, potem zawładnął główną ścianą 4 x10 m, gdzie malował gigantyczne freski na jedną noc. Najbardziej ekscentryczną noc w tej części Europy.
Zachęcony ogromnym sukcesem medialnym „Balu na Gruzach”, Sfinks urządził pierwszy w Polsce Halloween. Florczak poznał to anglosaskie święto o celtyckim rodowodzie w Londynie i Nowym Jorku, gdzie spędził sporo czasu. Życzliwi zapewniali, że w Polsce się tego nie da zaszczepić, bo na drugi dzień jest Wszystkich Świętych i będzie finansowa klapa, a biletów nikt nie kupi. Biletu nie kupiła niżej podpisana. Ala Gruca wzięła mnie do pomocy za tzw. „wjazd” czyli wstęp. Halloween w Sfinksie udało się znakomicie! Z obcej tradycji pozostała nazwa i dziesiątki dyń – lampionów. Cała reszta miała w sobie słowiańską drapieżność, a kostiumy i makijaże przebranych gości były absolutnie nadzwyczajne: krwistoczerwony Duch Komunizmu, strzygi, upiory, wyuzdane negliże i czarne welony, utopce, ofiary wypadków samochodowych, postacie z horrorów i złych snów. To wtedy znany gdański piekarz zyskał przydomek „makrabysta Pellowski”, upiekł bowiem na zamówienie Sfinksa bułki w kształcie piszczeli. Poczucie czarnego humoru Polaków objawiło się! Oprócz tego pierwszego, na gruzach, żaden bal w Sfinksie nie był nazywany balem.
Sylwester 1991 był Sympozjum Sylwestrowym pt. „Starożytny Egipt, a Zdegenerowana Cywilizacja Śródziemnomorska”. Adnotacja na wykwintnym złotym zaproszeniu autorstwa Marka Szczepańskiego – Szakala głosiła, że dochód z Sympozjum przeznaczony jest na remont obiektu, a orientacyjny termin zakończenia obrad przewidywany w pierwszych dniach stycznia 1992.
Na ścianie wewnątrz Sfinksa pojawiła się lista sponsorów. Kilka firm zauroczonych nieskrępowaną niczym fantazją artystów Sfinksa sypnęło groszem. Florczakowi wydawało się, że tak już będzie zawsze, więc szybko zamówił ekipę remontową do osuszenia zawilgoconego budynku i naprawy dachu. Dla przyciągnięcia kolejnych sponsorów w 500. rocznicę śmierci szlachetnego mecenasa sztuki Wawrzyńca Wspaniałego, Sfinks urządził „Ucztę Medyceuszów”. Mając zapewnienie dotychczasowych sponsorów, że za ucztę zapłacą, zaplanowano bal iście renesansowy w charakterze: sarny, jelenie i dziki do jedzenia, antałki czerwonego wina do popijania, muzyka włoskiego cinquecento do słuchania i żywe obrazy do oglądania. Na głównej ścianie pięknie odmalowane „Zwiastowanie” Leonarda da Vinci w wersji Jacka Kornackiego. Pod uginającym się od jedzenia stołem ogryzały kości rosyjskie charty. W barach skrzydlate amorki serwowały trunki, a wszystkiemu w charakterze motta przyświecał fragment wiersza patrona uczty: „Kto się chce weselić, niech to czyni zaraz – jutro jest niepewne”. Motto okazało się złowrogie. Już w trakcie przygotowań z dziesięciu wiernych sponsorów pozostał jeden, dochód okazał się być ujemnym, potencjalni mecenasi zjedli, wypili i… sławili chwałę Sfinksa gdzie tylko mogli, ale groszem nie sypnęli. Finansowa wpadka nie przyćmiła jednak wspaniałości Uczty Medyceuszów, którą długo jeszcze wspominano, a pomalowane z tej okazji sfinksowe wrota pyszniły się złotem czas jakiś. Florczak skwitował zdarzenie: „Jak spadać, to z wysoka” i zaczął myśleć o kolejnej imprezie.
Była jesień 1992 roku. Sfinks miał już za sobą udaną imprezę usługową „Patent Korsarski” czyli bal na zakończenie regat Big Cup’92 i sławę miejsca niezwykłych, ekscentrycznych zdarzeń. Organizatorzy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych zamówili w Sfinksie balangę dla filmowców. Tak narodził się „Iluzjon Sfinks”, który zaprosił gości na bal pt. „Zmiana Repertuaru”. Zamiast planowanej projekcji filmu „Najlepsze, co dała nam Ameryka” (bo prawdę mówiąc nic nam nie chciała dać), wyświetlimy dokumentalny film pt. „Siedemnaste Mgnienie Szkoły Polskiej”, głosiło zaproszenie. Naturalnie żadnej projekcji nie było, ale w repertuarze iluzjonu znalazły się starannie przygotowane przez artystów Sfinksa cytaty ze słynnych filmów, także szkoły polskiej. Tę reprezentowała husaria z „Potopu” wymalowana przez Kornackiego i Roskowińskiego oraz śmietnisko – miejsce śmierci Maćka z „Popiołu i Diamentu” wykreowane przez Kornackiego i Dyakowskiego. Ala Gruca w towarzystwie Somnabulika królowała w czarno – białym barze „Gabinet Doktora Caligari”, Rafał Roskowiński tym razem w charakterze kozaka w towarzystwie Lubow Orłowej o długich blond warkoczach (w tę rolę wcielił się ówczesny dyrektor MTV Poland, Artur Budziszewski ) nalewał wódkę w barze: Sowchoznyje Kino. W kącie chrumkały i pojadały świńską karmę wypożyczone od hodowcy świnki, które zdążyły się zadomowić i zapachnieć aklimatyzowane w Sfinksie od kilku dni. Był to cytat ze słynnej komedii „Świat się śmieje”. Znaleźli się jednak malkontenci, którzy utyskiwali: „ze świnią pić nie będę!”. Ci sami nad ranem smacznie spali zagrzebani w słomie, grzejąc się ciepełkiem świńskiej zagrody. Antresola, na której do tej pory mieścił się bar VIPów zamieniła się w „Bagdad Cafe”. Z prawdziwym neonem, nostalgicznym pustynnym pejzażem namalowanym przez Kornackiego i sztucznymi kaktusami, które odświeżał sam Mieto Olszewski. Profesor Mieto nie był wówczas zwolennikiem sfinksowej estetyki i rozwiązłości. I tylko dlatego dał się wciągnąć do pracy, że jego żona, malarka Ola Radziszewska wystąpiła jako barmanka. Byłyśmy tam obie i od tej pory antresola należała do nas: jako miejsce wymyślania scenografii na kolejne bale i całonocnej pracy za barem. Było nas barmanów – amatorów więcej ku uciesze przyjaciół, którym nalewało się obficie i na kredyt, i ku zmartwieniu Florczaka, że bary przynoszą niespodziewanie mały dochód „na odbudowę”. Grupa COX pięknie, acz bezmyślnie pomalowała tylną salę w tulipany, więc bystry Florczak naprędce wymyślił pochodzenie cytatu: „Fanfan Tulipan”. Z antresoli zjeżdżał na krzyżu ucharakteryzowany na Chrystusa były lekarz Wojtek Wacowski zwany Wacą, ten sam, który na pierwszy Halloween przyszedł przebrany za Widmo Komunizmu i już Sfinksa duchowo nie opuścił. Waca nucił piosenkę z filmu „Życie Bryan’a” – „Always look on the bright side of life”. Jedynym napędem dźwigni poruszającej zjazd krzyża był nieco podchmielony nadworny grafik Sfinksa, filigranowy Szakal, w złotym kostiumie Oskara.
Bal „Zmiana repertuaru”, 1992. Na zdjęciu od lewej: Lubow Orłowa (Artur Budziszewski) i Rafał Roskowiński
Nie wszyscy potrafili docenić poświęcenie i finezję twórców „Zmiany Repertuaru” w „Iluzjonie Sfinks”. Przez większość gości z branży filmowej bal został uznany za „nocny skandal”. Panie w eleganckich szpilkach niepewnie stąpały po betonowej, nierównej podłodze. Zapach Sfinksa przesiąkniętego dymem z przemyślnie skonstruowanych pieców z beczek po oleju nie przypadł elegantom do gustu. Nikt nie łowił autografów. Przebrani wykwintnie szatniarze wieszali futra na gwoździach. Toalety – sławojki w stylu „Chłopów” (oto trzeci cytat ze szkoły polskiej) dalekie były od elegancji. Przy okazji wyszło na jaw, że branża filmowa mało się zna na filmie lub ma za mało wyobraźni, bo tak oczywiste dla artystów i bywalców Sfinksa cytaty nie zostały rozpoznane. Pocieszający był fakt, że co dla jednych skandalem, dla innych sukcesem.
Ekumenizm Sfinksa jest oczywisty, tolerancja ogromna a ciekawość świata wielka. Świata i Polski. Na „Góralski Sylwester” przyjechała kapela z Zakopanego, bal śląsko – kaszubski czyli „Sól Ziemi Czarnej z Odrobiną Jodu” uświetniła górnicza orkiestra. Wówczas, w 1994 rokuTeatr Ekspresji Wojciecha Misiuro był teatrem Górnośląsko-Pomorskim z siedzibą w Sopocie i Chorzowie. Związek Teatru ze Sfinksem był intrygujący – miłość i oddanie przeplatane eksplozjami awantur przy zwarciu takich indywidualności jak Florczak i Misiuro. Aktorzy Teatru Ekspresji od zawsze prezentowali swoje ciała i umiejętności w Sfinksie. „Idole Perwersji” w reżyserii Misiuro z kostiumami Zofii de Inez uświetniły „Bal na Gruzach”, w Sfinksie prezentowano „Pasję”, tu miały swoje premiery spektakle teatrów „Patrz mi na Usta” i „Cynada” (założone przez Bożenę Elterman i Krzysztofa Dziemaszkiewicza po ich odejściu z Teatru Ekspresji ). Żadna z „wyjazdowych” imprez Sfinksa nie mogła się obejść bez tancerzy: udział w berlińskiej Love Parade, Parady Szekspirowskie na otwarcie Jarmarku Dominikańskiego, otwarcie sezonu letniego w Sopocie, uczta – spektakl w Dworze Artusa, „Powrót do Raju Utraconego” dla Lions Club czy wreszcie pokazy mody Ali Grucy, do których Dziemaszkiewicz, zwany Leonem, układał choreografię. Tancerze na pokazie Ali Grucy byli modelami, a towarzyszyli im artyści innych zgoła profesji. Wielki entuzjazm wzbudzali malarze – Kacper Ołowski poruszający się na wybiegu z wdziękiem kija od szczotki i niemniej atrakcyjny Józek Czerniawski, a także jego piesek Jimmy Jones, który na Pokazie Hiszpańskim, przyozdobiony krynoliną z wrażenia zrobił kupkę na czerwony dywan zakrywający scenę. Piękne kostiumy projektowała Ala Gruca dla swojego męża Roberta Florczaka. Na wybiegu brylowała dziennikarka Ewa Moskalówna, która przylgnęła do Sfinksa i tam odbywały się premiery jej poetyckich tomików: „Z Krainy Krwi” i „Rachatłukum” z muzyką Chlupotu Mózgu i saksofonisty Przemka Dyakowskiego.
“Damski Śledzik”, 1994. Na zdjęciu od lewej: Ewa Moskalówna, osoba nieznana, Małgorzata Żerwe
Wspomniany bal „Sól Ziemi Czarnej z Odrobiną Jodu” o mały włos nie odbyłby się wcale. Nad ranem, w dniu balu spłonęła wykreowana przez grupę COX „Śląsko – Kaszubska Izdebka, groteskowy obraz życia codziennego Polaka ’94. Sfinks, cały osmolony tonął w pianie, po zgliszczach biegał Misiuro rwąc włosy z głowy, że wojewoda katowicki i orkiestra górnicza są już w drodze, a balu nie będzie. Florczak, wyrwany z przykrótkiego snu nie widział przeszkód: osmolony Sfinks nawet bardziej pasował do kopalni, zwłaszcza, że Holender Derek Klein z Wacą zbudowali pośrodku dużej sali górniczą windę. Przeszkody widziała natomiast komisja pożarnicza: sfinksowa instalacja elektryczna była niezgodna z jakąkolwiek normą, beczki – piecyki wzbudziły w strażakach grozę, a brak wyjścia ewakuacyjnego – osłupienie. Pomógł prezydent Sopotu – Jan Kozłowski. Wziął na siebie część odpowiedzialności za imprezę, konflikt z inspektorem załagodził. Bal się odbył. Jednak od tej pory wzięto niefrasobliwych artystów pod lupę. Długi czynszowe Sfinksa wobec miasta rosły, bo jak płacić czynsz nie mogąc prowadzić w klubie żadnej dochodowej działalności? Jeszcze udało się zrobić w lecie „Erotyczny Playmate Sfinksa” czyli bal Playboya i Radia Gdańsk, i „Red Again” – zabawę taneczną z okazji Święta Niepodległości sponsorowaną przez browar EB. Potem Sfinks zamknął podwoje na długie miesiące.
Czas uśpienia budynku nie został zmarnowany. Wewnętrzna potrzeba działania wygnała artystów Sfinksa, w sensie dosłownym, na ulicę. Wystąpili na otwarcie sezonu letniego ‘95 w Sopocie, a jesienią przenieśli się do kościoła Św. Jana pokazując intrygującą i wspaniałą wystawę „Tabula i Inna Rasa” – wersję krajową wystawy „Tabula Rasa” prezentowanej wcześniej wKilonii. W Niemczech dużo o wystawie pisano, u nas przeszła bez większego rozgłosu, jedynie komentowano spektakl teatru „Patrz Mi Na Usta”, który wystąpił z premierą na wernisażu. Nielicznym w naszym mieście krytykom sztuki trudno było sklasyfikować twórczość z kręgu Sfinksa. Zwłaszcza jeśli były to wystawy, bo z ekscentrycznymi imprezami już się wszyscy oswoili: zwolennicy zanurzali się ochoczo w dekadenckiej atmosferze, przeciwnicy z politowaniem kiwali głowami na widok „tych szaleńców ze Sfinksa”. Z pewnością dzięki Janowi Kozłowskiemu Sfinksowi udało się przetrwać najtrudniejsze chwile. Miasto Sopot umorzyło fundacji dług, udało się doprowadzić budynek do stanu nie budzącego zastrzeżeń straży pożarnej, można było wrócić „do domu”.
W czerwcu 1996 roku Sfinks rozpoczął letni sezon wielką wystawą pt. „Lato, Lato”. Wystawa została zadedykowana prezydentowi Kozłowskiemu, bo, jak napisano w zaproszeniu „dał ON nam się uwieść, by kosztem szerokich rzesz zwolenników smażonej rybki, Big Maca z frytkami lub chwiejnych pośladków Ukrainek przy chromowanych rurach, można było zaprezentować zakałę Tego Narodu – artystów Sfinksa”. Wystawę tuż przy wejściu otwierał wielki portret Jana Kozłowskiego namalowany przez Henryka Cześnika. Warto w tym miejscu wymienić pozostałe zakały biorące udział w wystawie, bo grono Starych Sfinksowców znacznie się powiększyło: Kuba Błażejowski, Jurek Bogaczyk, Marek Czarnecki, Józef Czerniawski, Andrzej Dyakowski, Jarek Fliciński, Robert Florczak, Ala Gruca, Bogna Klaman, Jacek Kornacki, Anna Królikiewicz, Tomasz Krupiński, Barbara Kruszewska, Kacper Ołowski, Jadwiga i Zygmunt Okrassowie,Wojciech Radtke, Rafał Roskowiński, Jacek Staniszewski, Krzysztof Stojałowski, Krystyna Suchwałło, Maria Targońska, Andrzej Umiastowski, Małgorzata Żerwe oraz Krzysztof Dziemaszkiewicz – Leon.
Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz był w Sfinksie i występował od zawsze. Śpiewał głosem Marii Callas ucharakteryzowany na słynną śpiewaczkę, występował nago i w srebrnej sukni projektu Ali Grucy, półnagi niosąc gigantyczny krzyż prowadził słynną procesję Św. Jana. Leon, birbant i hulaka, jest w pracy niezwykle skrupulatny i perfekcyjny. Pamiętam jego absolutną spolegliwość podczas niezwykle nerwowych przygotowań do uczty w Dworze Artusa. Podczas kiedy szef – Misiuro zażarcie kłócił się z równie porywczym Florczakiem, Dziemaszkiewicz – asystent spokojnie pilnował kolejności wejść aktorów, porządku za kulisami i łagodził klimat. Obecność Leona na balangach w Sfinksie przyzwyczajała bramkarzy do tolerancji. Tutaj nikt nie obrzucał gejów inwektywami. Mężczyzna przebrany w kobiece szaty niekoniecznie musiał być transwestytą lub homoseksualistą. W tradycyjnie celebrowane Święto Kobiet kobiety sztuczne i prawdziwe miały wjazd do Sfinksa za darmo, więc nie brakowało facetów w damskich ciuszkach. Mecenas Łukasiewicz z okazji „Balu Kobiet” w 1999 roku nie zgolił co prawda bujnych wąsów, ale dzierżył elegancką torebkę dopasowaną kolorystycznie do szykownego kostiumiku typu Chanell. Podobnie ucharakteryzowany był adwokat Główczyński w blond lokach na głowie. Wystawę „Kobiety Portret Własny” otwierała Roberta Florczak w kusej sukience i rudej peruce. Równie atrakcyjnie wyglądali inni artyści biorący udział w wystawie: Jackie Staniszewska, Józefa Czerniawska i Macia Gorczyńska. Mieto Olszewski, na plakacie wymieniony jako Miecia miętolił w garści kuchenny fartuszek – zabrakło mu odwagi, żeby ten łaszek uznany przez męskich szowinistów za atrybut kobiecości, założyć. Następna wystawa w Dzień Kobiet 2000 czyli w „Damski Śledzik”, nosiła tytuł „Pipa w oczach Artysty” i dopuściła do prezentacji liczne grono kobiet płci żeńskiej.
Wystawy, nawet wobec niezwykle bujnej ostatnimi laty działalności muzyczno – gastronomicznej zajmują bardzo ważne miejsce w historii Sfinksa. Wystawa „Miejsca” w 1991 roku po raz pierwszy otworzyła drzwi budynku po długiej przerwie, kiedy to nie-sztuka w dawnym Pawilonie Sztuki rządziła. Prace pokazali wtedy w Sfinksie: Ala Gruca, Robert Florczak i Rafał Roskowiński, a wystawa była częścią prezentacji galerii alternatywnych: Wyspy i C – 14. Tuż po „Balu na Gruzach” swoją indywidualną ekspozycję miał Henryk Cześnik. Trwała tylko kilka dni, kondycja zdewastowanego budynku nie pozwalała na dłużej. Dużo lepsze warunki miał Jarek Fliciński prezentując po 2 latach swoje „Skoki do Wody”, wielką wystawę „żółtych” obrazów i filmy z Garry’m. Pod koniec 2000 roku te same „Skoki do wody” prezentowała warszawska Galeria Foksal. W Sfinksie wystawiał debiutujący „Przemianami Obecności” Dominik Lejman. Gigantyczne „Relikwiarze” pokazywał Tomasz Krupiński. W jednym 1999 roku odbywały się wystawy tak skrajnie różnych artystów, jak Ania Królikiewicz i Andrzej Umiastowski. Sześćdziesiąt obrazów na trzydziestolecie pracy twórczej zaprezentował Mieto Olszewski.
Osobnym zjawiskiem było Muzeum Osobliwości, które pojawiło się jako „wykwit na zdrowym ciele wystawy ZPAP” pt. „Związki”. Artyści sfinksowi, wówczas należący do ZPAP chcieli zaznaczyć swoją odrębność i pokazali swoje prace w Sfinksie. Formuła „osobliwości” tak dalece spodobała się artystom, że postanowili Muzeum wpisać na Listę Tradycji. „Muzeum Osobliwości II” przyciągnęło do Pawilonu Sztuki Ekskluzywnej tłumy zwiedzających. Na wernisażu i około północy każdego kolejnego dnia wystawy miejsce ceramicznej, nagiej do pasa „Błogowstawionej Oli, Patronki Łagodnych Odlotów” zajmował jej pierwowzór – żywa Ola, bywalczyni Sfinksa.Ten obiekt wymyślił Florczak potwierdzając kolejny raz swoje zainteresowanie sztuką bliską sacrum. Swoją kobietę Alę Grucę zwykle malował jako madonnę, na obronę tytułu doktorskiego w ASP wymyślił i wyreżyserował „Procesję Św. Jana”. Prosesji warto poświęcić więcej uwagi. Odbyła się z okazji odpustu w kościele Św. Jana. Uczestniczyło w niej około pięćdziesięciu Sfinksowców. Muzykę do widowiska skomponował Darek Michalak, kostiumy zaprojektowała Ala Gruca, a choreografię opracował Krzysztof Dziemaszkiewicz. Niezwykłym pomysłem Florczaka było skonstruowanie iluzyjnej lektyki z głową św. Jana: aktor skrywał się w sześcianie z luster, widoczna była jedynie jego głowa w trupiobladej charakteryzacji, spoczywająca na tacy. Przed lektyką Jana jechał na zabytkowym rowerze marki Ukraina ponury Jeździec Apokalipsy, czyli Misza, z kosą o czterech wirujących ostrzach. Bożena Elterman w bieli niosła monstrancję z krążka CD, na dwukółce jechał żywy obraz Madonny z Lourdes, krzyże nieśli półnadzy mężczyźni i zakapturzeni inkwizytorzy, nie brakowało aniołów i biblijnych postaci. Na platformie jechali rozparci na złotych fotelach dentystycznych Herod i Herodiada czyli Robert Florczak i Ala Gruca, przed którymi zmysłowo tańczyła skąpo ubrana Salome – Karolina Skowronek. Wszystko w transowych rytmach techno, bo wówczas Sfinks trwał (i trwa do dzisiaj) w Okresie Techno-Muzycznym. Pierwsza wystawa inspirowana kulturą techno „Trans, Sfinks, Energia, Wolność” odbyła się w Pawilonie Sztuki Sfinks w 1997 r. Trzy lata po pierwszej w Sfinksie, a jednej z pierwszych w Polsce imprez techno, wypełnionych „nową” muzyką i skąpanych w ultrafioletowym świetle. Fascynacje Malewiczem, ikoną i światłem ultrafioletowym zaowocowały wystawą Jacka Kornackiego „Ikono – Suprematyzm”. Kornacki, artysta trochę z racji temperamentu pozostający na obrzeżach Sfinksowego stylu życia przeszedł wraz ze Sfinksem drogę twórczych poszukiwań. Zaczął od okresu interpretacyjnego jako nadworny malarz fresków. Autor żmudnie malowanych nocami na ceglanej ścianie wielkich obrazów, które istniały potem przez jedną noc zmierzał, podobnie jak Sfinks w stronę techniczno – psychodelicznych klimatów. Magia światła ultrafioletowego, które pojawiło się w klubie na pierwszej imprezie techno „Pleasure Dome” w 1993 r., zauroczyła nie tylko bywalców oglądających wzajemnie swój niecodzienny i nieconocny wygląd. Artyści kreowali instalacje ożywające pod wpływem ultrafioletu. Najbardziej zafascynowany tą luminescencją był właśnie Kornacki. Jego artystyczne decyzje zapadały w Sfinksie, w tej niezwykłej atmosferze wspólnych działań przy jednoczesnym zachowaniu wielkiej indywidualności każdego z twórców. Tu odkrywał możliwości wielkiego formatu, realizował nieskrępowane ograniczeniami marzenia o sztuce, prowadził dialog z historią kultury, początkowo w tradycyjnej technice, potem używając nowoczesnego medium. Pierwsze farby czułe na ultrafiolet pochodziły ze źródła produkcji pigmentów do malowania znaków drogowych. O świetlówki też nie było łatwo, ale Florczak zawsze potrafił zdobyć wszystko, co sobie wymarzył. Funkcjonujące do tej pory w dyskotekach jako ciekawostka ultrafiolety posłużyły artystom do budowania przestrzeni w bardzo awangardowych, trójwymiarowych aranżacjach. W tej mierze Sfinks był z pewnością prekursorem.
Sądzę, że wielu artystów i wiele klubów pozostawało i pozostaje pod wpływem Sfinksa. Kogo raz wciągnęła sfinksowa atmosfera, poddaje się jej urokowi. Także ci, którzy nie cierpią muzyki techno i tęsknią za Okresem Heroicznym. I ci, których drażnią małolaty oblegające transowe imprezy, bo sami, podobnie jak znaczna część Starych Sfinksowców przekroczyli czterdziestkę. Jednak wracają do Sfinksa. Na Klubofilie czyli imprezy zamknięte, na niektóre koncerty, a przede wszystkim na wernisaże. Sfinks jest nadal Pawilonem i Świątynią Sztuki. Umownie nazywam obecny czas Sfinksa Okresem Techno – Muzycznym. W klubie odbywają się liczne imprezy niedochodowe, koncerty bardzo różnej muzyki, wieczory poetyckie i kameralne spotkania „z okazji”.
Patrzę na kolorową elewację Sfinksa w stylu „techno – Łowicz” zaprojektowaną przez Józka Czerniawskiego. Przypominam sobie szarą, zapyziałą ruinę, jaką ten gmach był 10 lat temu. Pamiętam sporo z tych paruset imprez, jakie się w Sfinksie odbyły. A najpiękniej „Powrót Świętej Inkwizycji”, bal na zakończenie karnawału Anno Domini 1993. Chorały gregoriańskie mieszały się z rockiem w wydaniu Jarka Janiszewskiego i kapeli „Bielizna”, jawnogrzesznice – z biskupami, a inkwizytorzy z torturowanymi. Stół zastawiony jadłem, tym razem był przepiękną średniowieczną uliczką, gdzie podawano smażone ryby i kaszanki, wisiały pęta kiełbasy, stały kosze z chlebem i podpłomykami, Żyd nalewał okowitę, a Kornacki w stroju mnicha sprzedawał relikwie wśród których było „Pierdnięcie Św. Bazylego” i „Palec Mniejszego Boga”. Florczak był Głównym Inkwizytorem, Ala Gruca oszpeciła się garbem. Przypalano grzesznicę stalowym prętem, a przemyślnie umieszczona na jej plecach świńska skóra skwierczała nader realistycznie. Zakuwano gości w dyby, biczowano i znęcano się na różne wyrafinowane sposoby. Na bal patrzyłam z antresoli pracując w barze „Biskupia Górka” z Olką Radziszewską. Ona miała na głowie biskupią piuskę z połowy dziecięcej piłki, a ja na śmiały dekolt zarzuciłam milicyjny mundur. Ech, łza się w oku kręci…
Na dziesięciolecie Sfinks szykuje sporo imprez. M.in. imprezę ekumeniczną pt. „Żyd naszym sąsiadem, Murzyn naszym Kochankiem”. Kulminacyjny bal w połowie listopada 2001, będzie nosił tytuł „Dekadadencja”. Już dekada czy dopiero dekada? Ostatnio Ala rozmarzyła się, że spędzimy w Sfinksie miłą starość sącząc koktajle na wymoszczonych wieloletnią tradycją Fotelach Seniora. Robert dodał, że „będzie więcej kłapania dziobem, mniej ruszania nóżką”.
Sfinksowcy. Portret zbiorowy
Przy barze artyści – rodzice spotykają swoje dorosłe dzieci, często także artystycznej proweniencji, bo sztuka, jak wiadomo bywa bardziej zaraźliwa niż choroby zakaźne. Niekoniecznie przenoszone drogą płciową. Chociaż? Nieraz słyszałam opinię, że w Sfinksie jest bardzo seksowna atmosfera. Znakomicie! Seks to prokreacja, a prokreacja to ciągłość. Może w tym właśnie tkwi TAJEMNICA SFINKSA?
Zbiory FKW CHMURA
Dar Małgorzaty Żerwe
Opracowanie negatywów: Lucyna Kolendo
NAKŁAD WŁASNY #2 | 4–13 października 2019 | Gdańsk
#artzin #magazyny_o _sztuce #DIY #archiwum #dokumentacja#performance #wystawa #spotkania #warsztaty #filmy
Nakład własny #2 to druga edycja wydarzenia organizowanego przez Fundację Kultury Wizualnej Chmura, którego celem jest popularyzacja niezależnego artystycznego rynku wydawniczego oraz metod jego archiwizowania i bezpłatnego upowszechniania.
W ramach drugiej odsłony skupimy się na prezentacji magazynów artystycznych powstałych po 1989 roku, które publikowane były przez instytucje kultury bądź zostały wydane przy finansowym wsparciu publicznym. Zajmiemy się także kwestią dokumentowania i archiwizacji działań performatywnych. Podobnie jak w pierwszej odsłonie, poza wystawą zaplanowane zostały liczne działania, skierowane do badaczy, artystów, jak i do wszystkich zainteresowanych sztuką współczesną.
Organizacja: Fundacja Kultury Wizualnej CHMURA
Lokalizacje: Studio Luks Sfera + Galeria UL (warsztaty)
Studio Luks Sfera, ul. Elektryków 132B, Gdańsk (dawne tereny Stoczni Gdańskiej)
Galeria UL, ul. Św. Barbary 3, Gdańsk
Na warsztaty obowiązują zapisy (fundacjachmura@gmail.com); o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń
PROGRAM
4 października 2019 | piątek | godz. 18.00 | WERNISAŻ | Nakład własny #2
„Arteon”, „Art Newsletter Sopot”, „Aspiracje”, „Exit”, „Format”, „Magazyn Sztuki”, „Mare Articum”, „Notes na 6 Tygodni”, „Obieg”, „Orońsko”, „Panoptikum”, „Pokaz”, „Projekt”, „Raster” i inne
Kuratorki: Aleksandra Grzonkowska, Anna Ratajczak-Krajka
5 października 2019 | sobota | godz. 16.00–18.00 | DEBATA | Archiwum a kierunek performatywny
Debata poświęcona zagadnieniom dokumentacji, re-prezentacji i redystrybucji sztuki performance.
„Sztuka performance istnieje jednocześnie w teraźniejszości i przeszłości, odchodzi i pozostaje; jej tendencji do zniknięcia i dematerializacji przeciwstawia się jej zdolność do pozostawania, zaznaczania się i zostawiania innego rodzaju śladów. Sztuka performance na różne sposoby manifestuje się globalnie w dokumentacyjnych, archiwalnych i dyskursywnych re-prezentacjach. Performance odciska się w pamięci swych widzów, w ich świadectwach, w materialnych przedmiotach i przestrzeniach, w różnych formach «tekstu»: wciąż na nowo ulega rozplenianiu”.
Adrien Heathfield
Na temat form i formatów „życia po życiu” performansu debatować będą:
Jacek Niegoda: artysta wizualny tworzący w obszarach nowych mediów, wideo i performansu; w latach 90. współtwórca głośnego projektu C.U.K.T. (Centralny Urząd Kultury Technicznej).
Waldemar Tatarczuk: artysta sztuki performance, założyciel Ośrodka Sztuki Performance przy lubelskim Centrum Kultury. Obecnie dyrektor Galerii Labirynt w Lublinie.
Barbara Świąder-Puchowska: teatrolożka i publicystka; wykładowczyni Uniwersytetu Gdańskiego. Specjalizuje się w historii najnowszej trójmiejskiej sceny teatralnej.
Joanna Zielińska: kuratorka i badaczka współczesnego performansu. Od 2015 roku jest szefową Działu Sztuk Performatywnych w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.
Moderacja: Dorota Walentynowicz: artystka wizualna i kuratorka; obszar jej artystycznych i teoretycznych zainteresowań dotyczy styku fotografii, nowych mediów i sztuk performatywnych oraz relacji przedmiotu i podmiotu fotograficznej reprezentacji.
5–6 października 2019 | sobota – niedziela | 11.00–15.00 | WARSZTATY | Galeria UL |
Nienasycenie. Kilka kolaży o pielęgnacji ego
Tytułowe nienasycenie jest powszechnie znanym zjawiskiem społecznym i ekonomicznym. Dotyczy sprawowania władzy czy to nad drugim człowiekiem, czy nad naturą.Charakteryzujehomo sapiens, który postanowił za wszelką cenę czynić świat sobie poddanym. I doprowadził do katastrofy…Płonące lasy Amazonii, Syberii, Wysp Kanaryjskich, niespotykane ulewy i powodzie w Indiach,Pakistanie czy Nepalu, kolejne huraganowe Harvey’e, Irmy czy zaskakujące europejskie upały to tylko czubek góry lodowej, którego zaraz i tak nie będzie, bo zostanie roztopiony i zalany morzem plastiku, w efekcie czego w niedalekiej przyszłości zalany zostanie także Gdańsk.To bolesna prawda o naszej bezmyślności i nieprzemyślanych wyborach. Tworzymy hierarchiczną strukturę społeczną, zawierzając często swój los nieodpowiedzialnym politykom czy biznesmenom, którzy kochają manipulować, by realizować swoje doraźne interesy i dopisywać zera na kontach bankowych. Wcale nie chcą sprzątać naszych podwórek. Zabierzmy się więc za nie sami.
W ramach dwudniowych warsztatów zapraszam wszystkich do wyrażenia niezgody na przedstawiony powyżej stan rzeczy. Spróbujmy skomentować marną kondycję świata za pomocą wizualnego kolażu. Niech powstaną wściekłe tyrady słowne, plakaty polityczne i komiksy, które umieścimy wspólnie w jednej publikacji – zinie.
Spotkanie ma nawiązywać do Kolażu oburzenia, powstałego w 1967 roku na Uniwersytecie Nowojorskim w ramach Angry Arts Week, kiedy to ponad 500 artystów i artystek zamanifestowało swoje antywojenne zapatrywania.
Dajmy upust własnym poglądom!
Prowadzenie: Ania Witkowska: artystka wizualna, graficzka, okazjonalnie kuratorka, wykładowca Akademii Sztuki w Szczecinie (Pracownia Opakowań), wcześniej współprowadziła Pracownię Książki Artystycznej oraz Publikacji Multimedialnych. Od 2019 roku pracuje również na studiach niestacjonarnych w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku (Pracownia Projektowania Otwartego i dla Kultury). W 2018 uzyskała tytuł doktora na Wydziale Rzeźby i Intermediów ASP w Gdańsku.
Program warsztatów i art zin włączają się w obchody Roku Antyfaszystowskiego, który jest ogólnopolską inicjatywą koalicji instytucji publicznych, organizacji pozarządowych, ruchów społecznych, kolektywów oraz artystów, artystek, aktywistów i aktywistek.
6 października 2019 | niedziela | 16.00 | kuratorskie oprowadzanie po wystawie
11 października 2019 | piątek | 18.30–20.00 | WYKŁAD | POKAZ WIDEO | Trójmiejski performance lat 90. XX wobec transformacji ustrojowej
W trakcie wystąpienia przyjrzymy się wątkom transformacji ustrojowej – ekonomicznej, politycznej oraz kulturowej – wwybranych realizacjach trójmiejskiej sceny sztuki performance lat 90. Postaramy się odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób artyści podejmowali aktualne wówczas wątki społeczno-polityczne, i jak ustosunkowywali się do kwestii budowania nowej narodowej narracji oraz konstruowania nowego rodzaju pamięci zbiorowej. Spojrzymy również na trójmiejski performans okresu transformacji ustrojowej w kontekście kierunków rozwoju oraz specyfiki sztuki performance w krajach postsocjalistycznych.
Wstęp: Monika Popow: doktor nauk społecznych, filolożka, animatorka kultury. Zajmuje się krytycznymi teoriami w kulturze i sztuce, w tym teorią postkolonialną, animacją społeczną oraz procesami kształtowania tożsamości. Autorka książek Idealna. Od poradnika do dialogu(wspólnie z Iwoną Zając, Gdańska Galeria Miejska, 2012),Kategoria narodu w dyskursie edukacyjnym. Analiza procesów konstruowania tożsamości w podręcznikach szkolnych(Wydawnictwo Naukowe UAM, 2015)
Dokumenty wideo:
JacekNiegoda, Kontestator, 1995–2005, 5’18”
PiotrWyrzykowski, NATO Now! Safe Poland or Poland at All, 1994, 23’44”
PiotrWyrzykowski, Przysięga prezydenta, 1995, 19’00”
C.U.K.T., Technokracja, 1995, 7’31”
C.U.K.T., Wiktoria Cukt, 2001, 27’54”
12 października 2019 | sobota
14.00–16.00 | SPOTKANIE | Wydawanie pierwszych czasopism o sztuce po 1989 roku w Polsce
Grzegorz Borkowski: kurator i krytyk sztuki, redaktor naczelny pisma „Obieg” w latach 1993–2015; kurator wystaw w CSW Zamek Ujazdowski i innych ośrodkach sztuki.
Łukasz Gorczyca: historyk sztuki, współtwórca (wraz z Michałem Kaczyńskim) magazynu artystycznego „Raster” (1995–2003), a następnie galerii o tej samej nazwie (od 2001). Aktywny również jako krytyk sztuki, wykładowca i kurator.
Bogna Świątkowska: pomysłodawczyni, fundatorka i prezeska zarządu Fundacji Bęc Zmiana, z którą zrealizowała kilkadziesiąt projektów poświęconych przestrzeni publicznej, architekturze i projektowaniu, a także konkursów adresowanych do architektów i projektantów młodego pokolenia. Inicjatorka i redaktorka naczelna czasopisma „Notes na 6 Tygodni”.
Moderacja: Agnieszka Kozłowska: producentka i koordynatorka wydarzeń związanych z czasopismami kulturalnymi i animacją artystyczną. W latach 2005–2018 redaktorka serwisu witryna.czasopism.pl i wchodzącego w jego obręb Katalogu Czasopism, wydawanego przez Fundacją Otwarty Kod Kultury, którą współzarządzała. W latach 2012–2014 ekspertka w konkursach dotacyjnych dla czasopism kulturalnych MKiDN, a w okresie 2014–2106 członkini Koalicji na Rzecz Czasopism Literacko-Artystycznych, powołanej w związku z nieustającymi kontrowersjami grantodawczymi.
− 16.00–17.00 | POCZĘSTUNEK | Kolektyw Samo Dobro
Kolektyw Samo Dobro powstał w 2013 roku w Gdańsku. Judyta Hall wraz z Maciejką Pobidyńską stworzyły „Spóźnione śniadanie” – inicjatywę promującą pyszne i zdrowe wegetariańskie jedzenie. Pomysł powstał z zamiłowania do gotowania i z rozczarowania niewielką liczbą punktów zajmujących się serwowaniem jedzenia wolnego od okrucieństwa. Pasją Judyty od zawsze były podróże i dobre jedzenie, postanowiła je połączyć i przekazywać dalej wiedzę o gotowaniu.
− 17.00–19.00 | SPOTKANIE | Krytyka artystyczna na łamach pism artystycznych
Aneta Szyłak: kuratorka, teoretyczka sztuki i autorka licznych publikacji, a obecnie pełnomocniczka i autorka koncepcji NOMUS – Nowego Muzeum Sztuki, oddziału Muzeum Narodowego w Gdańsku.
Dorota Monkiewicz: historyczka sztuki, krytyczka i kuratorka. Autorka wielu publikacji o polskiej i międzynarodowej sztuce współczesnej. W latach 2011–2016 była dyrektorką Muzeum Współczesnego we Wrocławiu. Jako kuratorka zajmowała się sztuką konceptualną, feministyczną i krytyczną.Od 2017 roku jest związana z Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy w 2017 roku.
Magdalena Ujma: krytyczka sztuki, kuratorka wystaw i projektów z zakresu sztuki współczesnej. Prowadziła Galerię NN w Lublinie, pracowała w redakcji Kwartalnika Literackiego „Kresy”, a następnie w Muzeum Sztuki w Łodzi i w Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie. Obecnie kieruje Muzeum Tadeusza Kantora w Cricotece. W obrębie jej zainteresowań leży polska kultura wizualna drugiej połowy XX i XXI wieku, a także język komentowania sztuki i kwestie dotyczące styczności tego, co wizualne z tym, co tekstowe.
Moderacja: Aleksandra Grzonkowska, Anna Ratajczak-Krajka
Aleksandra Grzonkowska: historyczka sztuki, kuratorka oraz prezeska Fundacji Kultury Wizualnej Chmura. Doktorantka historii sztuki na Uniwersytecie Gdańskim.
Anna Ratajczak-Krajka: historyczka sztuki, kuratorka, producentka artystyczna, animatorka kultury. Wiceprezeska Fundacji Kultury Wizualnej Chmura. Obecnie adiunktka w Oddziale Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku.
− 20.00 | FILM | Jaskinia zapomnianych snów, reż. Werner Herzog
Wstęp: Karolina Staszkiewicz: wieloletnia animatorka kultury trójmiejskiej, koordynatorka festiwali muzycznych i filmowych. Niezależne animowanie kultury porzuciła na rzecz „badań socjologicznych w strukturach korporacyjnych” i do dziś jako partner biznesowy współpracuje z sektorem samorządowym i NGO. Od 2011 roku związana z CSR-em, ekonomią społeczną oraz marketingiem i reklamą w spółce skarbu państwa.
13 października 2019 | niedziela
− 12.00–16.00 | ART ZINE SWAP| wymianka zinowa
Budujesz kolekcję zinów? szukasz ciekawych wydawnictw? Masz dodatkowe egzemplarze, które chcesz wymienić na inne, liczysz na twórczą wymianę myśli, inspiracji i artefaktów – przyjdź na nieformalne spotkanie twórców i kolekcjonerów druków artystycznych i art zinów! Wymianka ma charakter otwarty.
− 16.00–17.00 | SPOTKANIE Z AUTORAMI ART ZINA „Nienasycenie. Kilka kolaży o pielęgnacji ego”, powstałego w trakcie warsztatów
− 17.00–19.00 | SPOTKANIE | Projektowanie i wydawanie magazynów i książek artystycznych dzisiaj
Jan Rosiek: grafik projektant, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Zajmuje się grafiką edytorską i komunikacją wizualną. Stale współpracuje z gdańskimi ośrodkami kultury (m.in. CSW Łaźnia i Muzeum Gdańska). Jego projekt książki Body ArtOlgi Kubińskiej otrzymał wyróżnienie Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek w konkursie na najpiękniejszą książkę roku. W wolnych chwilach zajmuje się ilustracją w autorskim cyklu zatytułowanym „Bezmiar”.
Mimi Wasilewska: projektantka książek. Zajmuje się tworzeniem okładek, layoutów oraz składem publikacji. Obecnie współpracuje z wydawnictwami Afera, Książkowe Klimaty oraz Państwowym Instytutem Wydawniczym.
Katarzyna Michałkiewicz-Hansen (Pani Hansen): ilustratorka, graficzka, projektantka okładek książkowych. Na stałe związana z wrocławskim Wydawnictwem Afera. Współpracuje i działa artystycznie w stowarzyszeniu Halo Kultura promującym szeroko pojętą kulturę w jej rodzinnej Gdyni. Realizuje projekty malarskie, fotograficzne i wideo, prezentowane na wystawach indywidualnych i zbiorowych.Razem z Mimi Wasilewską (Kitsune Mimi Wasilewska) tworzą team graficzno-typograficzny „Mimi + Pani Hansen”, który swoją energię skupia na projektowaniu książek.
Ania Witkowska: artystka sztuk wizualnych, graficzka i projektantka, absolwentka wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Jest autorką projektów książek i katalogów artystycznych wydawanych m.in. przez Gdańską Galerię Miejską, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, Państwową Galerię Sztuki w Sopocie, Biuro Wystaw Artystycznych we Wrocławiu. Zaprojektowała okładki do płyt MAPY, Arszyna, Emitera, Mikołaja Trzaski, Adama Witkowskiego, Trupy Trupa, Rimbaud, Voice Electronic Duo, Radia Symulator. W 2017 opracowała identyfikację nowo powołanego NOMUS – Muzeum Sztuki Nowoczesnej, oddziału Muzeum Narodowego w Gdańsku. Wykłada w Akademii Sztuki w Szczecinie, gdzie współprowadzi Pracownię Opakowań.
Moderacja: Artur Rogoś: Od niemal dwudziestu lat zawodowo związany z branżą wydawniczą. Współwłaściciel wydawnictwa Części Proste. Koordynator projektów wydawniczych w Europejskim Centrum Solidarności. Współpracownik wydawnictwa Adamada. Wcześniej związany z oficynami słowo/obraz terytoria, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe, Tower Press, krótko z „Gazetą Wyborczą”. Na Uniwersytecie Gdańskim prowadził zajęcia z edytorstwa multimedialnego w Instytucie Filologii Polskiej i warsztaty dla tłumaczy na podyplomowym Studium Translatorycznym.
Dział redakcyjny:
Aleksandra Grzonkowska
Anna Ratajczak-Krajka
Redakcja językowa i korekta:
Maksymilian Wroniszewski
Tłumaczenia:
Marzena B. Guzowska
Dział ilustracyjny:
Dolne Miasto Pany
Identyfikacja wizualna:
Weronika Lipniewska
Projekt wystawy:
Florian Tuercke
Realizacja:
Bartosz Cybowski | Czapla Dekor
Dział dokumentacji:
Alina Żemojdzin
Vasilis Flouris
Krzysztof Chaos Olechnowicz
Florian Tuercke
Promocja:
Katarzyna Smoła
Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska
Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego